Ważna Decyzja
Szedłem ciemnym korytarzem. Odetchnąłem z ulgą gdy dowiedziałem się, że zastanę dzisiaj Prezesa u siebie w gabinecie. Chciałem z nim porozmawiać. Sprawa była poważna i nie mogłem z nią czekać ani chwilę dłużej. Czułem się w Polsce źle. Wszystko wydawało mi się przeciw mnie. Najpierw Wares, teraz Master. Sam nie wiem co czeka mnie za rogiem. Może jakiś szalony kibic druzyny przeciwnej? Obawiam się o żonę. Już chciałem zapukać do drzwi gabinetu, gdy usłyszałem za nimi jakieś podniesione głosy. Z wrodzoną ciekawością przystawiłem ucho.
- Musisz mu powiedzieć. Nie wystarczy Ci, ze tyle czasu milczałeś? – powiedział to damski głos, który należał do Aspazji.
- Nie powiem mu. To poważna sprawa i nie chcę, żeby Puco się przestraszył. Niech spokojnie robi swoje. Pracuję znakomicie. Zespół wygrywa.
- Czy Tobie zależy jedynie na dobru klubu? Przecież w niebezpieczeństwie jest jego rodzina, jego dobytek!!
- Ja to rozumiem, ale nie chcę go niepokoić. Na razie wszystko jest pod kontrolą.
- Co Ci dokładnie mówili Ci faceci?
- To jakieś ciemne typy. Nie wiem dokładnie o co im chodziło. Kazali mi trzymać swojego podopiecznego w ryzach. Zagrozili, że w przeciwnym razie Lechia może tylko pomarzyć o awansie do 1 ligi, a piłkarzom i trenerom będzie groziło niebezpieczeństwo. Zadzwoniłem zaraz potem do tego mężczyzny. Wiesz. Tego „Anioła Stróża” Puco. Tego w tym śmiesznym kapelusiku.
- Wiem. Nie podoba mi się gość.
Postanowiłem dalej nie słuchać. To mi wystarczyło.
Tak więc Wares kontaktował się z Prezesem i miał styczność z Aspazją. Czego od nich chciał? Czym się kierował nazywając siebie „Aniołem Stróżem”? I kim byli Ci mężczyźni, którzy grozili Prezesowi? Wszystko to nie wygląda różowo, a jeszcze do tego coś wspominali o niebezpieczeństwie jakie grozi mojej żonie. Z tego letargu wyrwała mnie dopiero Aspazja.
- Witaj Puco – podniosłem głowę i ujrzałem uśmiechniętą twarz Aspazji.
- Dzień dobry Aspazjo.
- Jak trening? Nie prowadzisz treningu?
- Powierzyłem go trenerom.
- Rozumiem. Słuchaj mam do Ciebie prośbę. Mógłbyś mi pomóc w magazynie? Sama sobie chyba nie poradzę.
- Oczywiście.
Zeszliśmy schodami w dół. Było zupełnie ciemno. Magazyny mieściły się w piwnicy.
- Spaliła się żarówka i muszę ją wymienić, ale musi mi ktoś podtrzymać krzesło na którym będę stała, bo mogę zlecieć – powiedziała Aspazja w zupełnej ciemności.
- Daj mi ją to sam to zrobię – zaproponowałem.
- Dam sobie radę – i już wspinała się na stół.
- Tutaj masz latarkę. Poświecisz mi i przytrzymasz krzesło.
Włączyłem latarkę. Aspazja miała spódnice. Jednak dosyć krótką. Spojrzałem do góry, a ona już stała na krześle i coś majstrowała przy lampie. Przyświeciłem jej. Promienie światła padły również pod jej spódnice. Również moje spojrzenie tam powędrowało. Zobaczyłem różowe majteczki. W tym momencie na ziemię coś spadło i po pomieszczeniu rozniósł się odgłos pękającego szkła.
- Przepraszam. To stara żarówka.
- Nic się nie stało.
W tym momencie Aspazja popatrzyła na dół i ogarnęła całą tą dziwną sytuację. Uśmiechnęła się jednak tylko i powróciła do lampy. Po chwili nowa żarówka świeciła z całą mocą, a Aspazja wylądowała w moich ramionach zeskakując ze stołu.
- Niedobry Puco – powiedziała, śmiejąc się i muskając palcem o mój nos.
Zarumieniłem się. Aspaja wyrwała się z mojego uścisku i wzięła potrzebne jej rzeczy. Po chwili ja szedłem do zawodników na końcówkę treningu, a Aspazja poszła do swojej kuchni...
**
Tym razem naszym przeciwnikiem był Radomiak. Jedna ze słabszych moim zdaniem drużyn. Droga do Radomia była w miarę spokojna. Zauważyłem jedynie dziwne przymilanie się do siebie dwóch piłkarzy. Odrzuciłem jednak moje myśli, bo wziąłem to za żarty. Gdy piłkarze wyszli z szatni na rozgrzewkę, dziękowali za nowe dresy, które chroniły ich od zimna. Było jedynie 4 stopnie. Desygnowałem stały skład. W bramce Bąk, dalej Żuk, Loda, Kowalski, Janus. W pomocy Kalkowski, Iddi, Szulik i Jackiewicz. W ataku obok Gregorka zagrał tym razem Król. Od początku nasza przewaga była przygniatająca. Jednak po upływie kilku minut moi zawodnicy jakby stanęli. Akcje się nie zazębiały Szanse miał Gregorek, ale nie wykorzystał i od tego momentu nic, zero. Dwie ładne akcje gospodarzy, ale Bąk na posterunku. To wciąż rywale mieli przewagę. Zawodnicy zostali zmuszeni do maksymalnego wysiłku. Akcje zaczepne nie przynosiły efektu, a gra wyglądała po prostu źle. Pokrzykiwałem i motywowałem piłkarzy jak mogłem, ale nic to nie dawało. Kazałem Jackiewiczowi zagrać bardziej ofensywnie, aby mógł wspomóc osamotnionego Gregorka Karol przynajmniej się starał w przeciwieństwie do Króla, który po boisku się przechadzał. Jeszcze w końcówce szansę zmarnował Jackiewicz i to by było na tyle w naszym wykonaniu w pierwszej połowie. Z gry więcej mieli gospodarze. Idac do szatni nakazałem się grzać Kawie i Biskupowi. Obaj mieli po przerwie wejść na boisko zmieniając kolejno Króla i Kalkowskiego. Po przerwie gra była już inna. Piłkarze poruszali się po boisku trochę żwawiej. Dośrodkowanie z lewej strony Kowalskiego, Biskup dosyć przypadkowo odbija piłkę, która trafia pod nogi Gregorka, a ten bez żadnych kłopotów umieszczą ją w bramce!! 1:0!!! Lechia prowadzi w Radomiu z tutejszym Radomiakiem!! Wspaniała akcja mojego zespołu, zakończona ślicznym strzałem Gregorka. Kolejne dwadzieścia minut to takie bicie głową w mur. Radomiak próbował coś sklecić, ale nawet kolejne zmiany menadżera rywali nic nie przynosiło. W 70 minucie swietną obroną wykazał się Bąk.
- Co ten sędzia odpie***** - wydarłem się po kolejnej dziwnej decyzji sędziego.
- Zamknij ryj Ty japońska dzi*** - usłyszałem jakiś głos z trybun. Odwróciłem się i odpowiedziałem:
- Masz jakis problem palancie? Chcesz w ryj?
- Chodź azjatycko świnio!! Wyj**** Ci tak, że Cię rodzona matka nie pozna, Ty spleśniałe Sushi.
- Zostaw Puco – usłyszałem głos trenera Piaseckiego.
Odwróciłem się, a w moją stronę ktoś rzucił butelką. Na szczęście nie trafiono. Chwilę później Gregorek marnuję kolejną szansę. W miejsce zmęczonego Iddiego wszedł Kubik, który zajął miejsce na prawej flance. Na lewą stronę przeszedł Biskup. Do końca meczu kontrolowaliśmy sytuację i mieliśmy okazję do zdobycie kolejnych goli. Jednak tym razem skuteczność szwankowała. Dowieźliśmy wynik do końca na trudnym jednak terenie!! 1:0!!! Seria zwycięstw trwa nadal !!! Wracamy do domu w świetnych humorach!!
W drodze powrotnej zawodnicy często wędrowali po autobusie i popijali między sobą napoje energetyczne, bo tylko to mogą pić. Żadnego alkoholu. W tym czasie zauważyłem, że dwójka z nich nie rusza się ze swoich miejsc i ciągle rozmawiają ze sobą, uśmiechając się do siebie. Nie mogłem się nad tym zastanowić, bo poczułem wibrację w kieszeni. Dzwonił telefon. Poprosiłem kierowcę o zatrzymanie. Wysiadłem i odebrałem telefon.
- Witaj Puco!! Jak wynik meczu z Radomiakiem? – w słuchawce usłyszałem głos Oviego.
- Czołem Ovi!! Wygraliśmy 1:0 !!!
- W takim razie za trzy dni jestem w Polsce i poprowadzimy razem to twoje cudo do pierwszej Ligi.
- Że co? – nie dosłyszałem, bo z okna piłkarze wykrzykiwali głośno: Lechia!!
- Przyjąłem twoją ofertę!! Za trzy dni będę w Gdańsku!!
- Naprawdę? Mówisz serio?
- Nie. Naćpałem się i nie wiem co mówię!! Pewnie, że tak!! Skoro tak wygrywacie to ze mną będzie jeszcze lepiej!!
- Wspaniale!! To cudowna wiadmość!! Słuchaj zadzwonię do Ciebie jutro, bo teraz coś przerywa i nie za bardzo mam warunki do rozmowy.
- Niestety z samego rana wylatuję do Moskwy. Mam tam pewną sprawę do załatwienia, a później prosto do Polski. Zobaczymy się już w Gdańsku.
- No trudno. To do zobaczenia Ovi i dziękuję Ci!!
- Stary, nie ma za co. Przyjemność po mojej stronie!! Trzymaj się i do zobaczyska. Niech moc będzie z Tobą.
- Sajonara.
- Cze!!
Wsiadłem do autobusu oszołomiony. Byłem podwójnie szczęśliwy. Wygraliśmy mecz, a Ovi zostanie moim asystentem!! Coś cudownego!! Bardzo szybko zasnąłem, a półmrok panujący w autobusie ogarnęła mnie gdy tylko wjechaliśmy pomiędzy drzewa. Księżyc zasnął wtulony w wysokie sosny...
**
Przez kolejne trzy dni czekałem na przyjazd Oviego. Poinformowałem o tym Prezesa. Wynikły jakieś problemy w związku z jego pochodzeniem. Jakieś przepisy nie pozwalały na objęcie przez niego tej posady, lecz Prezes dzięki znajomościom załatwił Oviemu lewy dowód osobisty i dzięki temu, mój przyjaciel, uzyskał szybko polskie obywatelstwo. Przez najbliższe dni będzie mieszkał w moim mieszkaniu, ale Prezes już zaczął szukać mu jakiegoś przyjemnego lokum w pobliżu stadionu. Nowy kontrakt nie powinien być problemem. Zapewne Ovi nie będzie miał wygórowanych żądań. Nie chodziło zresztą tu o pięniądze, ale nasze wspólne marzenia. Niestety pobyt Oviego przedłużył się. Musiał pozostać w Moskwie jeszcze jakiś czas. Najbliższe spotkanie z KSZO na własnym stadionie rozegramy więc jeszcze bez mojego nowego asystenta.
**
KSZO zawsze należało do mocnych druzyn i choć nie idzie im ostatnio jakoś rewelacyjnie to niezmiennie są groźni. Skład jednak na ten mecz prawie identyczny jak w Radomiu. Prawie w tym wypadku nie robi wielkiej różnicy. Jedynie w miejsce Króla od pierwszych minut zagrał Kawa. Tak więc: Bąk – Loda, Żuk, Kowalski, Janus – Kalkowski, Iddi, Szulik, Jackiewicz – Gregorek, Kawa. Goście zaskoczyli nas i już w 4 minucie mogło być 0:1. Swietnie jednak od początku Bąk i rywale musieli obejść się smakiem. Co nie udało się Ostrowianom, udało się moim piłkarzom. Dwójkowa akcja Kawy z Gregorkiem i ten ostatni strzela cudownego gola po długim rogu!! Bramkarz bez szans!! Lechia – KSZO 1:0 !!! Wspaniale!! Dobrze rywale się nie otrząsnęli z tej bramki, a już okazję miał Gregorek, ale obok bramki. Następną okazję już wykorzystuję i mamy 2:0!!! Jednak nie!! Sędzia boczny dopatrzył się spalonego. Je**** frajer. O żadnym spalonym nie mogło być mowy. To tylko rozjuszyło piłkarzy, którzy zaatakowali. Nadzialiśmy się jednak na kontry rywali. Po raz setny chyba w tym sezonie ratuje nas Bąk – tym razem dwie dobre interwnecje na przedpolu. Do przerwy jeszcze dwie okazje Gregorka, ale obie zmarnowane. W połowie nie zmieniłem żadnego gracza. Dobrze zrobiłem!! Świetna akcja gości, ale Janus zdecydowaną interwencją zażegnał niebezpieczeństwo. Piłka długo szybowała i przejął ją Kawa. Ograł rywala jak dziecko i ruszył na bramkę rywali. Mierzony strzał w samo okienko i mamy gola!! 17 – latek punktuje KSZO!! Goście w trudnym położeniu, a my możemy się cieszyć. Prowadzimy już 2:0!! Nie minęło kilku minut, a rywale strzelają bramkę kontaktową. Ale za to jaką bramkę!! Genialne uderzenie Gmitrzuka i jest już tylko 2:1. Trochę krzyku podziałało na moich graczy jak płachta na byka. Ruszyli z animuszem na rywali. Siłę ataku zwiększył Biskup, który zmienił bezbarwnego Kalkowskiego. Dośrodkowanie. Strzał głową Kawy, ale broni bramkarz. Znakomicie jednak znalazł się Janus i spokojnie posyła piłkę do siatki!! 3:1!!! Jeszcze obrońca dotyka się piłki, ale to już nic nie daje!! Ta wpada do bramki!! Chyba jest już po meczu. Szansę gry dostał jeszcze Gilcimar, a w samej końcówce również Król. Obaj nie pokazali jednak nic nadzwyczajnego i wynik się nie zmienił. Kolejna wygrana!!! 3:1!!!!
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
Post został pochwalony 0 razy