Jezioro
Droga była w miarę szeroka, choć chwilami niebezpiecznie się zwężała. Na poboczu rosły wielkie maliny, a gdzieniegdzie stały piękne brzózki. Mimo słońca droga znajdowała się cieniu dzięki licznym drzewom. Odkąd skręciłem z drogi krajowej, jechałem prawie cały czas prosto. Nigdzie żywej duszy, lub choćby zwierząt leśnych – z wyjątkiem ptaków przelatujących od czasu do czasu między drzewami. Przyroda żyła swoim życiem, a ja czym prędzej jechałem przed siebie. Każda chwila była dla mnie ważna. W oddali zobaczyłem wreszcie wyjazd z tego ciemnego, choć wcale nie ponurego, lasu. Zwolniłem, bo o to przede mną ukazało się jezioro. Zatrzymałem samochód i wysiadłem. Widok był cudowny. Małe jeziorko otoczone lasem. Woda lekko falowała, przypominając trochę flagę na wietrze. Uderzył mnie zapach sosen oraz jakiś kwiatków, których nie znałem. Po lewej stronie jeziorka dostrzegłem domek. Zacząłem miarowym krokiem zbliżać się ku niemu. Był to mały, drewniany domek ze sporą werandą na zewnątrz. Zupełnie skryty wśród drzew. Na owej dużej werandzie ktoś siedział. Gdy podszedłem na kilku metrów, ku mojemu zdziwieniu, zauważyłem Aspazje. Leżała na hamaku. Miała na sobie skąpy strój kąpielowy, a na brzuchu leżała książka. Wszedłem na werandę. Aspazja zapewne spała, bo nie zareagowała na odgłosy kroków. W sieni domku dostrzegłem jakiś ruch. To prezes dostojnym krokiem wyszedł ze środka, aby się ze mną przywitać. Już chciałem go powitać, gdy zauważyłem na jego ustach palec. Jasno dał mi do zrozumienia, bym zachował ciszę. Wyszedł przed domek i zaczął iść wzdłuż brzegu. Ruszyłem za nim. Dopiero teraz spostrzegłem niewielką przystań. Były do niej przycumowane dwie łódki. Gdy byliśmy blisko przystani, Prezes odwrócił się i podał mi dłoń, mówiąc:
- Witaj Puco.
- Dzień dobry Prezesie – odpowiedziałem i puściłem jego rękę.
- Prawda, że tu ślicznie? – zapytał po krótkiej chwili.
Przytaknąłem skinieniem głowy. Obok łódek przepływało właśnie stado małych kaczuszek, a na czele płynęła zapewne ich matka. Słońce zaczęło doskwierać swoim upałem.
- Która płyniemy? – zapytał wskazując głową na łódki.
- Dla mnie bez różnicy – odparłem, choć wolałbym nie płynąć żadną. Boje się wody i nie lubię wypływać na głębsze wody.
- Płyniemy „Aspazją” – kupiłem ją Aspazji tydzień temu, aby miała czym pływać, gdy tu przebywamy.
- W porządku – zaskoczył mnie tymi słowami. Tak więc przebywał tu z nią. Czyżby mieli romans?
- Zapewne myślisz, że mamy romans? – przerwał niezręczne milczenie.
- Nie, nie. Ja nic nie myślałem – skłamałem.
- Wiem doskonale co sobie pomyślałeś. Pewnie nie wiesz, ale Aspazja to moja siostra. Przyrodnia siostra. Mamy tego samego ojca.
- Nie wiedziałem – odpowiedziałem, a moje zaskoczenie było ogromne.
- Dobra. Koniec o niej. Czekają nas ważniejsze tematy. Wskakuj – odpowiedział, po czym sam wskoczył do zielonkawej łódeczki, która z boku miała napis: „Aspazja”.
Dosyć energicznie chwycił wiosło i zaczął wiosłować. Po kilku minutach byliśmy już na środku jeziora. Z dna łódki wyciągnął duży parasol i rozłożył na środku łódki. Ogarnął nas wspaniały cień. Wreszcie słońce przestało dokuczać swoim żarem. Pod deską, na której siedział były dwie butelki coca – coli. Wyjął je i podał mi jedną. Podziękowałem. Nie pijam amerykańskich syfów.
- To nie piwko, Prezesie? – zapytałem.
- Widzisz. Będąc tutaj zapominam o moim życiu. Zmieniam się tutaj. Nie pije alkoholu, nie podpalam, spędzam czas na łonie natury. Przeczytałem tu całe mnóstwo książek. Na przykład przeczytałem kilka książek Dostojevskiego czy naszego Reymonta. Taka chwilowa zmiana. Rozumiesz.
- Tak, tak. Rozumiem.
- Przejdźmy teraz do spraw klubowych. Chciałem podsumować dotychczasowy okres i porozmawiać o przyszłości. – rozpoczął dosyć tajemniczo.
- O czym chciałby Pan Prezes porozmawiać?
- Chodzi mi o wyniki drużyny, poszczególnych piłkarzy, szkolenie młodzieży, kibiców – czeka nas długa rozmowa pomyślałem od razu.
- Jeśli chodzi o wyniki to drużyna wyszła z dołka. Dzięki zwycięstwom nad Widzewem, Szczakowianką i Zagłębiem zawodnicy są w świetnych nastrojach i trenują ostro.
- Dobrze – odpowiedział Prezes i chwilę się zamyślił.
- Powiedz mi. Czy któryś z zawodników sprawia jakieś problemy, czy któryś wspominał o propozycjach z innych klubów i takie tam. Wiesz o co biega...
- Wiem o co chodzi i zapewniam, że nic takiego nie ma miejsca. Zawodnicy są przygotowani na ostrą i ambitną walkę o miejsce w pierwszym składzie. Poza tym często rozmawiam z nimi indywidualnie, co na pewno i im i mnie pomaga.
- Wiesz już jakich piłkarzy pozyskamy w przerwie zimowej. Dzięki sponsorowi, którego udało Ci się załatwić właśnie podczas tej przerwy będziemy mogli zorganizować dla kibiców jak i drużyny dwa sparingi z zespołami odpowiedniej klasy. Jeszcze nie wiemy dokładnie kto będzie waszym przeciwnikiem, ale obiecuję, że będzie to mocna drużyna. Niestety z braku funduszy nie będziemy mogli sprowadzić żadnego gracza, który będzie nas kosztował jakiś wysiłek finansowy. Oczywiście moi ludzie wciąż poszukują po całej Polsce zawodników, którzy mogliby przyjść do nas za darmo lub którzy mają karty zawodnicze. Mam nadzieję, że dotychczasowe transfery Cię zadowalają? – tym pytaniem przebudził mnie z lekkiego letargu.
- Powiedzmy, że tak. Brakuje jeszcze kilku piłkarzy na dane pozycje, ale jestem zadowolony.
- Sytuacja po twoim przyjściu wyglądała tak: Ty miałeś się zająć drużyną, a ja wzmocnieniami. Wiem jednak, że Ty jesteś MANAGEREM, a nie trenerem i dlatego od przyszłego sezonu to Ty będziesz dokonywał transferów. Teraz robię to ja, ponieważ Ty nie znasz realiów naszej piłki. Sprowadziłem dwóch piłkarzy z Ghany. Co o nich myślisz?
- Nieźli. Zwłaszcza ten młodszy może być świetnym piłkarzem.
- Kolejna sprawa to sponsorzy. Dzięki Tobie dostaliśmy spore fundusze finansowe ze strony firmy Mikasa. To jednak nam nie wystarcza. Wciąż szukamy sponsora strategicznego. Prowadzimy rozmowy z dwoma dużymi, pomorskimi firmami. Dostaliśmy również zaległe pieniądze z miasta na szkolenie młodzieży. W przeciwieństwie do większości klubów wydaliśmy je na młodych adeptów w naszym klubie. Zakupiliśmy stroje, sprzęty piłkarskie, oraz wspomagamy najbiedniejszych.
- To bardzo dobrze. Chce uczynić z Lechii Gdańsk oprócz świetnego klubu, również szkółkę piłkarską, z której będą wychodzić późniejsi mistrzowie.
- Ja również, dzięki czemu rozumiemy się tak świetnie. Dostałem informację od szefa klubu kibica, który powiedział mi, że kibice mają zamiar stworzyć grupę kilkudziesięciu kibiców i jeździć na mecze wyjazdowe. Na meczach u siebie chcą wprowadzić nowe, ciekawe oprawy meczowe. Wciąż prowadzimy z nimi rozmowy na temat bezpieczeństwa na stadionie. Na szczęście do tej grupy Ci kretynie z grupki pseudokibiców nie należą. Będziemy im pomagać w miarę możliwości.
- Cieszę się, ze ludzie zainteresowali się piłką. Tu w Gdańsku jest wspaniały klimat.
- O tak. Wychowałem się w Gdańsku i drugiego tak pięknego miasta to na południu polski szukać...
- Panie Prezesie mam pytanie odnośnie dziennikarzy – zacząłem, ale przerwał mi natychmiast.
- Master?
- Tak.
- Tak myślałem. Wredny typ. Próbuje zniszczyć regionalny sport. Jest wielkim fanem Arki Gdynia i nie zniósłby tego, że Lechia miałaby być wyżej niż jego Areczka. Nie przejmuj się, bo teoretycznie jest niegroźny.
- Teoretycznie?
- Kiedyś w artykule w swojej gazecie napisał, ze pieniądze przeznaczone na młodzież idą na pensje dla zarządu. Oczywiście jest to wierutną bzdurą. Niestety jeden ze sponsorów, który chciał dać pieniądze na szkółkę, zrezygnował pod wpływem tego artykułu, oraz rozmów z Masterem. A szkoda, bo za te pieniądze chłopcy mogliby pojechać na obóz za granicę.
- Frajer – odpowiedziałem, choć w ustach już kłębiły mi się steki wyzwisk.
- Spokojnie. Poradzimy sobie z nim. Mam już haka na niego, ale mamy czas. Póki co jest nieszkodliwy. Kto po tym krótkim okresie twojej pracy zasługuję z drużyny na pochwałę?
- Na pewno Gregorek, który jest niezwykle skuteczny i mocno pracuję na treningach. Brawa należą się również Bąkowi, Janusowi, Bednarkowi, Szulikowi, Jackiewiczowi, oraz młodemu Kawie.
- Właśnie! Kawa! Zainteresowała się nim Legia Warszawa, lecz wyśmiałem ich ofertę. Wiedz jednak, ze mają możliwość wykupienia go za kwotę jaką zarządzi PZPN i nie będziemy się mogli sprzeciwić.
- Jak to możliwe?
- To dotyczy takich młodych graczy. Klub płaci jedynie za jego szkolenie i tyle.
- Nie zgadzam się, aby Jakub opuścił klub – powiedziałem to tak głośna, że przelatujący obok ptak, natychmiast wyskoczył ku górze i poleciał bardzo szybko.
- To i ja też się nie zgadzam. Na razie Legia nie będzie już nas nękała, ale może się jeszcze upomnieć. Jednak gdy Jakub skończy 17 lat to podpiszemy z nim profesjonalny kontrakt i będą nam mogli... – nie dokończył, bo z brzegu machała do nas Aspazja. Po ruchach rąk domyśliliśmy się, że chce abyśmy się wrócili.
- Wracamy. Pozostała nam sprawa twojego asystenta. Jest to ważna funkcja dlatego nie chcę na szybkiego załatwiać Ci jakiegoś amatora. Staszek był świetnym człowiekiem i fachowcem, ale wózek mu przeszkadzał. Cały czas szukamy odpowiedniego człowieka.
- Prezesie mam prośbę. Proszę na razie wstrzymać się z poszukiwaniami. Mam kogoś na oku i chciałbym namówić tego człowieka na współpracę.
- Któż to taki? – spytał, a na jego twarzy malowało się wielkie zdziwienie.
- Na razie nie chce o tym mówić, żeby nie zapeszyć. Dam Panu znać jak tylko będę miał pewność, że się zgodzi.
- W porządku. Teraz płyńmy, bo się Aspazja zdenerwuje.
Reszta dnia zeszła nam na luźnych rozmowach i grillu, którego udało mi się rozpalić po wielu próbach. Wróciłem do domu wieczorem. Prezes z Aspazja zostali jeszcze do jutra.
**
Mecz z Finishparkietem zapowiadał się ciekawie. Co prawda to my byliśmy na fali wznoszącej, ale rywale na pewno nie mieli zamiaru się przed kłaść na boisku. Przyzwyczailiśmy się jednak do ostrej walki o każdy metr boiska. Trenerzy odpowiednia przygotowali zawodników do biegania przez całe 90 minut. Nad [link widoczny dla zalogowanych] nie myślałem dużo. Rozrysowałem to sobie na kartce, gdy jechaliśmy na mecz autokarem. W bramce tradycyjnie Bąk. W obronie również bez zmian: Loda, Żuk, Kowalski, Janus. Pomoc to : Kalkowski, Jackiewicz, Iddi, Szulik. W ataku od początku wyszedł Gregorek i Gilcimar. Powietrze było suche i nieprzyjemne. Było ciepło. Piłkarze narzekali trochę na te późno wiosenne upały, lecz moja riposta była zabójcza – przecież są profesjonalistami, a jak nie to co tutaj robią? Na boisko wyszli jacyś zdekoncentrowani. Zemściło się to szybko. W 3 minucie tracimy bramkę. Słabe krycie i przegrane pojedynki jeden na jednego i mamy gola dla gospodarzy. Szczęście w tym nieszczęściu, że straciliśmy tak wcześnie i był czas na odrobienie. Poleciłem drużynie zagranie wyżej pressingiem. Zaowocowało to już 10 minut później. Kalkowski popisał się świetnym podaniem, a Gregorek tak idealnie obsłużony wpakował piłkę do bramki obok bezradnego bramkarza. Smutek gospodarzy, radość przyjezdnych. Na meczu było około 30 kibiców z Gdańska. Miał być to zalążek wielkiego kibicowskiego ruchu na pomorzu – czy będzie? Czas pokaże. Trzy minuty później Janus wygrywa pojedynek główkowy i zgrywa piłkę do Jackiewicza. Ten ze spokojem posyła długą piłkę do Gregorka. Spokój doświadczonego Jackiewicza może imponować. Gregorek pięknie przyjął piłkę i uderzył pod poprzeczke. Bramkarz bez szans!! Cudowna bramka!! Prowadzimy 1:2!!Wspaniale!! Kolejne minuty to zaciekła walka w środku pola i popisy bramkarzy. Dwukrotnie Bąk ratował nas od utraty gola. Bramkarz rywali również się nie nudził, a sprawdzali go Jackiewicz i Iddi. W przerwie zmieniłem lekko kontuzjowanego Jackiewicza, a w jego miejsce wpuściłem Kubika. Zaraz po wznowieniu gry Kubik posłał piękne podanie do Gregorka, ale ten tym razem przestrzelił. Kolejne 15 minut to dominacja gospodarzy. Dwa razy ratował nas Bąk, a raz piłkarz rywali nie trafił w bramkę w idealnej pozycji. Po wejściu Kawy, który zmienił Gilcimara, coś się w grze ruszyło. Dwie szybkie akcje i groźnie pod bramką Finishparkietu. W końcówce udane zagranie Żuka, a Kawa pokazał plecy obrońcy. Ten nie widząc innego wyjścia z tej sytuacji pociągnął Kube za koszulkę i sprokurował karnego. Pewnym wykonawcą okazał się Janus. Piłka w bramce!! 1:3!! Brawa dla chłopaków za ambicję i walkę do końca!! Dzięki temu odnieśliśmy kolejne zwycięstwo i zespół wraca do rywalizacji o awans!! Szansa jest i trzeba ją wykorzystać. Po meczu, chłopcy w szatni, podrzucali mnie z radości do góry.
[link widoczny dla zalogowanych]
**
Przed kolejnym spotkaniem mieliśmy, aż tydzień czasu. Postanowiłem to wykorzystać i w środku tygodnia zadzwoniłem do Oviego. Rozmawialiśmy krótko, bo spieszył się na jakieś ważne spotkanie. Opowiedziałem mu krótko o pobiciu mojego asystenta i zaproponowałem mu objęcie stanowiska asystenta managera w Lechii Gdańsk. Obiecał się zastanowić. Po tonie jego wypowiedzi, zdążyłem jednak wywnioskować, ze jego przyjazd do Polski jest raczej nie realny. Zresztą co ja sobie myślałem. Chłopak robi karierę w Japonii, a ja miałem nadzieję, ze może przyjedzie do zaściankowej Polski, gdzie ani pieniądze duże, ani możliwości niespecjalne. Odkładając słuchawkę poczułem w sercu ścisk. Wiedziałem, że Ovi nie przyjedzie do Polski. Przypomniałem sobie te nasze plany o budowie wspaniałego klubu piłkarskiego. Gdy przyjeżdżał do mnie do Niemiec chodziliśmy razem na stadion Borusii i marzyliśmy o stworzeniu czegoś choć trochę podobnego do tego klubu. Zawsze kochał Barcelonę. Od dzieciństwa miał plakaty, flagi i koszulki tego klubu, a jego pokój był pomalowany w barwy tego katalońskiego klubu. Miał nawet autografy kilku piłkarzy. Wielki fan. Wielki człowiek. Poszedłem na spacer, aby trochę ochłonąć.
**
- Dwa wina „Oddech traktorzysty” poproszę
- Nie ma. Są tylko [link widoczny dla zalogowanych] i „Bycza krew”, które podać?
- A nie ma [link widoczny dla zalogowanych] chociaż?
- Jest, ale kosztuje, aż 6 złotych.
- Może być. Dzisiaj świętuje to takie lepsze może być.
- Coś jeszcze?
- Nie wiem. Rysiek chcesz coś jeszcze?
- Kup mi „popularne”
- Dobra. Kupie jeszcze 0,5 dla żony bo cierpi. Nie piła już kilka godzin.
- Ile płacę?
- Razem 24,99.
- Dziękuje.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
Dialog usłyszany w sklepie osiedlowym. Mężczyzna stał w kolejce przede mną. Wyglądał podobnie do tego spotkanego w Czermnie. Kupiłem owego „Leśnego Dzbana”. Chciałem zasmakować tych polskich przysmaków. Nie pijam innego alkoholu niż sake, ale postanowiłem zrobić wyjątek i skosztować tańszego trunku.
Poszedłem do parku i usiadłem na ławeczce. Było już ciemno. Otworzyłem karton. Po pierwszym łyku oniemiałem. Wino było przepyszne!! Miód w ustach!! Za jednym zamachem wypiłem całe wino. Jednak nie jestem przyzwyczajony do większego picia i po chwili poczułem lekkie zawirowania rzeczywistości. Park zaczął krążyć i kołysać się. Wstałem. Nogi miałem jak z waty. Ścięło mnie i upadłem z powrotem na ławkę. Czułem podniecenie. Spojrzałem w niebo i zobaczyłem wirujące gwiazdy. Stan ten był naprawdę cudowny. Po dłuższej chwili wziąłem głębszy oddech i wstałem. Tym razem utrzymałem się na nogach, ale postać która stała przede mną mocnym ruchem odrzuciła mnie na ławkę. To był [link widoczny dla zalogowanych]. Mimo, że dobrze nie widziałem to poznałem go od razu. Miał już lekko siwe włosy i ten jego kapelusik. Poznałbym go wszędzie i zawsze.
- Witaj Puco – podał mi rękę i uśmiechnął się szelmowsko.
- Czego chcesz? – zapytałem niegrzecznie i nie podając mu ręki.
- Widzę, że wciąż masz mi za złe tamte wydarzenia?
- A jak myślisz? O mało mi życia nie zrujnowałeś!!
- Nie przesadzaj. Przecież nic się nie stało.
- Zapewne...
- Od znajomego dowiedziałem się, że tu pracujesz. Zresztą nie trudno było Cię znaleźć. W prasie wiele o Tobie piszą. Zwłaszcza niejaki Master.
- Czego chcesz? – ponowiłem pytanie.
- Miałem nadzieję, ze sobie trochę powspominamy dawne czasy, ale widzę, że coś dzisiaj niecierpliwy jesteś. Może to wino tak zadziałało? – po raz kolejny jego uśmiech przyprawiał mnie o mdłości.
- Nie twoja sprawa – odparłem i próbowałem wstać. Wares mocno jednak chwycił mnie za ramię i popatrzył mi się głęboko w oczy. Zrezygnowany opadłem na oparcie ławki. Wares również usiadł obok.
- Pozwolisz, że usiąde? – kiwnąłem głową.
- Czego chcesz? – zapytałem po raz kolejny.
- Chodzi o Mastera. Ten człowiek chcę Cię zniszczyć. Widzi jak dobrą robotę wykonujesz tutaj w Gdańsku. Nie wiem czy wiesz, ale jest wielkim fanem Arki.
- Wiem.
- To dobrze. Szuka na Ciebie czegoś. Chce Cię skompromitować w oczach piłkarzy, kibiców, dziennikarzy. Wiem, że twój Prezes popiera Cię i również nie ufa Masterowi, ale on może Cię nie uratować.
- Po co mi to mówisz?
- Chcę Cię ostrzec. Życie płata różne, przykre figle. Kiedy wyjechałeś z Warszawy zmarła moja żona. Chcę teraz choć trochę odkupić swoje winy. Wiem, ze nie chcesz mnie znać i masz rację, lecz tym razem z własnej woli chcę Ci pomóc.
- Nie wierze Ci!! Znowu coś szykujesz!! Próbujesz mnie wciągnąć w swoje gierki!! – zacząłem krzyczeć.
- Spokojnie Puco. Nie krzycz. Już odchodzę. Pamiętaj, że musisz się mieć na baczności! Master wciąż czeka na twoje potknięcie. Jeden, dwa błędy i możesz się pożegnać z karierą. Sprawa jest delikatna. Będę w Gdańsku dopóki ten człowiek nie da Ci spokoju. Będę twoim aniołem stróżem, abyś mi wybaczył to co zaszło w przeszłości między nami.
- Nigdy!! Zapamiętaj sobie!! Nigdy!! – wciąż krzyczałem.
- Żegnaj Puco i uważaj na siebie. Aha i na przyszłość polecam „Komandosy” są dużo lepsze! Do zobaczenia – odszedł w uliczkę między drzewa. Jeszcze chwilę widziałem jego sylwetkę, a później zniknął zupełnie. Otaczała mnie ciemność. Jedyna latarnia świecąca w okolicy nie dawała duzego światła.
Byłem w szoku po tej rozmowie. Szybko wstałem. Byłem prawie trzeźwy. Szybko dotarłem do domu, bo park znajdował się w okolicach naszego mieszkania. Klaudia już leżała w łóżku. Gdy położyłem się obok niej i chciałem pocałować to szybko odwróciła się plecami i zasnęła. Ja sam leżałem jeszcze kilkanaście minut. Zasnąłem z dziwnym uczuciem wymieszania zaskoczenia z zadowoleniem.
**
Tym razem graliśmy u siebie. Mecz z Podbeskidziem miał być spacerkiem. Jedyną zmianą w [link widoczny dla zalogowanych] był powrót do drużyny Kawy. Ze składu wygryzł Gilcimara. Tym razem pogoda dopisała. Było chłodno, lecz sucho. Mecz rozpoczął się od naszych ataków. Już na początku chcieliśmy zgnieść rywala i ustawić mecz. Udało się!! 9 minuta i Gregorek po indywidualnej akcji strzela gola!! Cudowna akcja naszego najlepszego napastnika!! Wielkie brawa!! Mimo naszej przewagi nic na boisku się nie działo. Słabo wypadł Kawa, a i pomoc nie kwapiła się z jakimiś udanymi podaniami, otwierającymi drogę do bramki. Pierwsza połowa była nudna i gdyby nie gol Gregorka można by było napisać, ze nic się działo. W drugiej połowie to rywale mieli dwie okazje do zdobycia gola, ale wciąż świetne w bramce spisywał się Bąk. Zmieniłem słabego Kawe wprowadzając Króla. Znowu nic się nie działo. Słaba gra naszej drużyny. W końcówce ładnym podaniem w koncu popisał się Jackiewicz i Król znalazł lukę między lewym słupkiem, a bramkarzem i zdobył gola!! 2:0!! Do końca meczu spokojnie rozgrywaliśmy piłkę. Kolejne zwycięstwo, choć to nie przyszło nam łatwo. Graliśmy słabo i niemrawo. Pomoc za mało biegała, a napastnicy ruchliwością dorównywali słoniowi w czasie kapieli błotnych. Zwycięstwo to jednak zwycięstwo!!
Post został pochwalony 0 razy